“Nora” – dlaczego lubię jej autorkę?
„Nora” to moje dziewiąte już spotkanie z twórczością Katarzyny Puzyńskiej. O autorce dowiedziałam się mniej więcej w tym samym czasie, co o Remigiuszu Mrozie i Katarzynie Bondzie, i co z tego zderzenia stylów wynikło? Katarzyna Puzyńska, często porównywana do Kamilli Lackberg podbiła moje serce, które aktualnie dzieli na pół z R. Mrozem. Jej mocnym punktem są postacie, których nie da się nie kochać, lubić, bądź nienawidzić.
Odczucia na temat całej serii…
Motylka pochłonęłam jednym tchem, przy kolejnych tomach również dobrze się bawiłam. Niestety wraz z kolejną częścią „Sagi o Lipowie” traciłam początkowy entuzjazm. „Łaskun” i „Czarne Narcyzy” przeczytałam bardziej z chęci dowiedzenia się co u Daniela, Wiery i Weroniki, niż z chęci poznania kolejnej zagadki kryminalnej. Z tego też powodu do „Nory” podchodziłam nieco sceptycznie. Nie rozpaczałam nawet, że w momencie premiery nie miałam możliwości, aby pobiec do najbliższej księgarni. Nie mniej jednak w końcu po prostu musiałam sięgnęłam po ten tytuł.
Co więc myślę o samej powieści “Nora”?
Podsumowując jednym słowem: REWELACJA!
Otrzymałam książkę, która wciągnęła mnie równie mocno, co pierwsze tomy! Nie mogłam oderwać się od czytania! W chwilach, kiedy nie mogłam czytać, myślałam tylko o tym, jak dalej zostanie poprowadzona akcja! Za ten tytuł bije ogromne brawo i polecam go każdemu, kto lubi sięgnąć po dobry kryminał, ze świetnym zapleczem psychologicznym.
Katarzyna Puzyńska tym tytułem zaskarbiła sobie moją wierność czytelniczą, chociaż nie mogę wybaczyć jej dwóch śmierci, które mnie zaskoczyły i przygnębiły.
Uwaga pół spoilery:
O ile ten naturalny zgon na końcu książki jest jeszcze wytłumaczalny – choroba i jej następstwa, o tyle morderstwo dokonane widłami – tego wybaczyć nie mogę, i długo go nie zapomnę!
Jeśli jeszcze nie czytaliście „Nory” to szczerze Was zachęcam, abyście jak najszybciej nadrobili to niedopatrzenie!