Zakochani po uszy, książka, recenzja, blog post

Zakochani po uszy – Jenn McKinlay

Zakochani po uszy – dlaczego sięgnęłam po ten tytuł?

Powieść „Zakochani po uszy” autorstwa Jenn McKinlay urzekła mnie już samą okładką. Spokojna, wręcz idylliczna, w ciepłych barwach wywołujących poczucie bezpieczeństwa. Z parą obserwującą zachód słońca i tym cudownym psiakiem. Tu muszę wyznać – kocham psy, więc szczeniak na zdjęciu zdawał się obiecywać, że w środku znajdę historię z jego udziałem. Pierwsze zdanie opisu znajdującego się na tylnej okładce też nie pozostawiał wątpliwości – „Pomoc w znalezieniu miłości ma cztery łapy”. Chwyciłam więc ową powieść czując, że to coś dla mnie. I… zdecydowanie się nie zawiodłam!

Zakochani po uszy – parę słów o bohaterach!

Od samego początku historia Mackenzie Harris i jej cudownych oraz szalonych przyjaciółek wciągnęła mnie do tego stopnia, że nie chciałam odkładać książki chociażby na moment. Pierwsza scena – w przebieralni była na tyle idealna, że same relacje między koleżankami ze szkolnej ławy szykującymi się do ślubu jednej z nich wystarczyłyby mi jako lektura. Wraz z nimi śmiałam się wzruszałam i tak naprawdę zapomniałam na moment o historii miłosnej, która miała stanowić główny wątek powieści. Do momentu, kiedy poznałam głównego bohatera – Gavina Tollivera – młodszego brata panny młodej, który nie dość, że okazał się przystojnym, czarujący oraz wrażliwy to jeszcze pracuje jako lokalny weterynarz pomagając zwierzętom w potrzebie. Czy można wyobrazić sobie bardziej idealnego mężczyznę? Cóż, ja przynajmniej nie potrafię. 😉

Oczywiście nie mogło też zabraknąć szczeniaka – Azalii, która zyskała swoje imię dzięki… Nie, nie zdradzę Wam tego. Będziecie musieli sięgnąć po tą powieść, aby poznać losy wspomnianej z imienia trójki.

Tyle o historii, bowiem nie chciałabym zdradzić zbyt wiele szczegółów. Książkę czyta się niemal z zapartym tchem, czekając co za moment przydarzy się, nie tylko głównej bohaterce Mac, ale też jej przyjaciółkom, ciotkom, a zwłaszcza samej Azalii. Plusem całej opowieści są właśnie bohaterowie, nawet Ci drugo-, i trzecioplanowi, którzy dzięki dobrze zarysowanym stają się niemal namacalnie prawdziwi. Można ich lubić, nienawidzić (tak, są i tacy!), albo po prostu podziwiać za fantazję czy podejście do życia.

Zakochani po uszy – moje wrażenia

Być może niektórym „Zakochani po uszy” z pozoru zdaje się prosta i stereotypowa, ale to tylko odczucie oraz fakt, iż nie chcę rozpisywać się na temat treści. Uwierzcie mi, opowieść ta zaskakuje kilkoma niespodziewanymi zwrotami akcji, a co najważniejsze, z pewnością da dużo do myślenia uważnym, a także empatycznym czytelnikom. Miłość, ale też okrucieństwo względem zwierząt; toksyczne związki, ale też szczęśliwe pary; obawa przed prawdziwym uczuciem, jak również nadzieja, dla tych, którzy wierzą, że prawdziwe uczucie prędzej czy później zwycięży. To wszystko znajdziecie w tej powieści i odkryjecie, że warto mieć marzenia.

Podsumowując: Jeśli lubicie się pośmiać i wierzycie w miłość, nie tylko względem ludzi, ale i zwierząt, to jest to tytuł, którego zdecydowanie nie możecie przegapić!

Uwaga! Jest to pierwszy tom serii – Bluff Point, także warto go przeczytać, aby w przyszłości cieszyć się ze spotkaniem z przyjaciółmi poznanymi w tej książce.

Recenzja ta została oryginalnie napisana dla blogu “Papierowy bluszcz” i jest tylko “przedrukiem”

Dodaj komentarz