Argylle – książka, o której wszyscy mówią.
Z reguły nie decyduję się na przeczytanie książki ze względu na szum medialny, jaki wywołała, w przypadku Argylle było jednak inaczej. Najpierw usłyszałam o filmie, w którym autorka książek niejako przewiduje autentyczne wydarzenia. Musiałam się więc zainteresować tym tematem – w końcu nie każdego dnia powstają filmy rozrywkowe o pisarzach! Włączyłam zwiastun na YouTube i co widzę? Cudnego kociaka rasy Scottish Fold (zanim jeszcze na ekranie pojawił się Henry Cavill) – a dodam, sama takowego posiadam, więc tu już do reszty marketingowcy przyciągnęli moją uwagę. Potem dowiedziałam się, że książka jest wstępem do filmu, więc zabrałam się za czytanie.
Argylle – o co chodzi w tej powieści?
W pociągu podążającym z Syberii do Moskwy jedzie bogaty Rosjanin, który zamierza zmienić równowagę sił na świecie i doprowadzić do odrodzenia Związku Radzieckiego. W tym samym czasie gdzieś w Złotym Trójkącie na granicy Tajlandii, Laosu i Mijanmy zostaje zestrzelony samolot z agentami CIA, wprowadzając na scenę wydarzeń pogrążonego apatii po śmierci rodziców młodego mężczyznę o nazwisku Argylle, trudniącego się oprowadzaniem turystów po tajlandzkiej dżungli.
Argylle – złe dobrego początki
Moje pierwsze odczucia? Przebrnięcie przez pierwsze dwa rozdziały zajęło mi jakieś trzy dni. Absolutnie nie potrafiłam wczuć się w atmosferę panującą w pociągu pędzącym przez Rosję ani odnaleźć się gdzieś na niebezpiecznym pograniczu azjatyckich państw. Miałam nawet ochotę wykasować ebook z wirtualnej półki i zastąpić go innym tytułem. Na szczęście się nie poddałam! I była to bardzo dobra decyzja. Akcja w końcu się rozkręca, zabierając czytelnika na prawdziwy szpiegowski rollercoaster. Mamy misję w Monako, grecką Górę Athos, gdzie od ponad tysiąca lat nie pojawiła się żadna kobieta, kilka innych miejscówek, aż w końcu czytelnik wraz z naszymi bohaterami dociera do Polski!
Mniej więcej od ¼ powieści dosłownie połykałam kolejne strony, wstrzymując oddech i mając nadzieję na kolejną dawkę adrenaliny przemieszanej z odrobiną historii oraz wciągającego śledztwa mającego na celu odnalezienie… Nie, nie zdradzę Wam czego!
Styl autorki (trudno mi uwierzyć, że jest nią podejrzewana o to Taylor Swift – z całym szacunkiem do niej) początkowo jak dla mnie ciężki z biegiem czasu nabiera płynności oraz polotu. Bohaterowie z całą pewnością są wielowymiarowi, przez co cała opowieśc wiele zyskuje. Uważny odbiorca zauważy nawet mały żarcik na ten temat, który odebrałam jako ukłon w stronę czytających.
Argylle – podsumowując:
Czy warto sięgnąć po ten tytuł? Oczywiście sami musicie o tym zadecydować, ale napiszę tak – nie żałuję, że po niego sięgnęłam. Mało tego, chętnie poczytałabym o kolejnych przygodach Argylle!